W tym roku wieloczęściowe relacje z „Winobrania 2011” nie były możliwe do przeprowadzenia w takiej formie jak rocznik 2010. Po raz pierwszy, w moim zawodzie winiarskim, fizycznie nie brałem udziału w pracach winifikacyjnych. Z jednej strony szkoda, gdyż ten okres ciężkiej i uwarunkowanej czasowo pracy, był zawsze bardzo interesujący i edukacyjnie zachwycający, ze względu na swoją różnorodność i nieprzewidywalność. To fajne i motywujące uczucie, kiedy wynikiem ciężkiej i intensywnej pracy, jest rasowe i niepowtarzalnie ujmujące wino w butelce. Z drugiej strony, wcale nie oddaliłem się aż tak od tematyki winiarskiej, a wręcz przeciwnie, pogłębiam wiedzę z jej innych dziedzin. Wracając do winobrania.

Według mnie relacje bezpośrednie kogoś, kto bierze czynny udział w wytwarzaniu wina i ma do tego naukową świadomość, są najbardziej wiarygodne i najpełniej obrazują te procesy. Dlatego nosiłem się z zamiarem opublikowania recenzji tegorocznego winobrania jakiegoś polskiego winiarza. Niestety nie ma w Polsce zbyt wielu chętnych, którzy chcieliby o tym opowiadać. Może mają jakieś obawy, może są niepewni swojej wiedzy, a może nasz rynek produkcji win jest jeszcze za mały, za młody i nie dorósł do tego, aby winiarz mógł wzmacniać swoją pozycję na zasadzie współpracy i wzajemnego wsparcia.

W tej sytuacji chciałbym osobiście przybliżyć charakter winobrania 2011 z niemieckiej winiarni w Wirtembergii. To mój pierwszy pracodawca, którego chętnie w tym roku odwiedziłem. Miałem tam okazję rozmawiać z moim następcą-enologiem Gerardem Müllerem – i poprzyglądać się jego pracy podczas tegorocznej kampanii.

Źródło: www.schlossbergkellerei.de

Opisując krótko tamtejsze „Winobranie 2011”, także z punktu widzenia prac na winnicy, można powiedzieć: rok lepszy jakościowy niż poprzedni, ale z dużymi stratami ilościowymi. Przypomnijmy, że rok 2010 to „mokry rok” z owocami nie zawsze w pełni dojrzałymi, a tym samy z podwyższoną zawartością ogólną kwasów.

W 2011 okres rozkwitu winorośli rozpoczął się dość szybko. W takiej sytuacji ostatnie majowe przymrozki zawsze są podstawą do niepokoju dla winiarza. I tutaj były one uzasadnione. W nocy z 4 na 5 maja temperatura obniżyła się do -3 stopni Celsjusza prowadząc do wymarznięcia około 30% ogólnej powierzchni upraw winorośli w Wirtembergii. Podobny atak zimy i tym samym duże straty wystąpiły także w Polsce. Właściwie chyba po raz pierwszy zdarzyło się tak, że złe warunki atmosferyczne, tak często niesprzyjające naszym winiarzom, wystąpiły także w tym niemieckim regionie, znajdującym się jednak w cieplejszym klimacie i na bezpieczniejszej szerokości geograficznej. Takich strat w Wirtembergii już dawno nie było. To był duży cios dla tamtejszych winiarzy. Kwitnienie tej nieprzemarzniętej winorośli nastąpiło już na początku czerwca. Jej fizjologiczny rozwój był bardzo szybki i dopiero brak wody pod koniec lipca zatrzymał trochę ten wzrost. Okres wegetacyjny, w porównaniu do średnich okresów rocznych, został przesuniętych do przodu o około 3 tygodnie. Liczne opady na początku sierpnia zwiększyły zasoby wody i przyspieszyły wzrost owoców. W tym czasie niektórych winiarzy, szczególnie ze środkowej części doliny Neckaru, spotkał kolejny pech ze strony natury. Tym razem wystąpiły opady gradu, prowadzące do 70% zniszczeń na winnicach, licząc łącznie z majowymi przymrozkami. Dla niektórych niemieckich „Winzerów” to rok prawdziwych strat.

Źródło: własne

Okres wegetacyjny był na tyle przesunięty do przodu, że w połowie września zaczęto zbierać pierwsze sorty, takie jak: Müller-Thurgau, Kerner i Dornfelder. Jakość owoców z rocznika 2011 można określić jako bardzo dobrą. Żywa kwasowość i wystarczająco wysoki poziom cukru zapowiadają wyjątkowo dobre wina. Miejmy nadzieję, że takie też będą, a dość ograniczony ilościowo zbiór winogron nie wpłynie znacząco na ceny win.

Zostaw wiadomość

Plugin by:aAM